W czasach zamętu powszechnego pożyteczne i nieodzowne jest stawianie kwestii, które w czasach, gdy ludzie Kościoła wiernie wypełniali swoje zadania, były zbędne.
Jedna z kluczowych kwestii, o której w czasach zamętu powszechnego przypominać trzeba, jest następująca:
Punktem wyjścia misji Kościoła nie jest organizowanie usług religijnych dla zaspokojenia religijnych potrzeb ludzi.
Najpierw należy pytać, czy to, co jest „oferowane” jest istotnie katolickie – w zakresie doktryny, kultu i moralności.
Jeśli zawartość merytoryczna duszpasterstwa nie jest katolicka, mamy do czynienia nie z duszpasterstwem, lecz z duszzwodzeniem.
Powtórzmy, podkreślając:
„W samym zaś znowu Kościele trzymać się trzeba silnie tego, w co wszędzie, w co zawsze, w co wszyscy wierzyli. To tylko bowiem jest prawdziwie i właściwie katolickie, jak to już wskazuje samo znaczenie tego wyrazu, odnoszące się we wszystkim do znaczenia powszechności [kathólikos = powszechny]. A stanie się to wtedy dopiero, gdy podążymy za powszechnością, starożytnością i jednomyślnością. Podążymy zaś za powszechnością, jeżeli za prawdziwą uznamy tylko tę wiarę, którą cały Kościół na ziemi wyznaje; za starożytnością, jeżeli ani na krok nie odstąpimy od tego pojmowania, które wyraźnie podzielali święci przodkowie i ojcowie nasi; za jednomyślnością zaś wtedy, jeżeli w obrębie tej starożytności za swoje uznamy określenia i poglądy wszystkich lub prawie wszystkich kapłanów i nauczycieli (…).
Więc cóż może uczynić chrześcijanin-katolik, jeśli jakaś cząsteczka Kościoła oderwie się od wspólności powszechnej wiary? Nic innego, jeno przełoży zdrowie całego ciała nad członek zakażony i zepsuty. A jak ma postąpić, jeśliby jakaś nowa zaraza już nie cząstkę tylko, lecz cały naraz Kościół usiłowała zakazić? Wtedy całym sercem przylgnąć winien do starożytności; tej już chyba żadna nowość nie zdoła podstępnie podejść” (Św. Wincenty z Lerynu, Commonitorium).